Mine Wine Malta Festival 2011 – czas na relację! Część I

Na MineWine Festiwal pojawiliśmy się tuż po rozpoczęciu – ok. 15.10. Niestety początki bywają trudne i tak było tym razem – znajomy z obsługi wręcz polecił nam przyjść za pół godzinki – wtedy wszystko miało już być dopięte na przysłowiowy ostatni guzik. Chętnie skorzystaliśmy z tej możliwości, udając się na mały obiad – i tu dał o sobie znać pierwszy, acz ogromny plus organizacji takiej imprezy w centrum handlowym – pod ręką były restauracje, sklepy i cała rozrywkowo- handlowa gama obiektów maltańskich. Nie zrażając się do sytuacji, wróciliśmy po 30 minutach i po okazaniu zaproszenia odebraliśmy kieliszki (za kaucją 20zł – świetny pomysł na uniknięcie strat w szkle!).

Degustację rozpoczęliśmy najbardziej klasycznie jak tylko można – od win francuskich. I to był dobry pomysł – wina na świetnym poziomie, ale raczej codzienne. Bardzo dobre, ale nie wybitne – idealna rozgrzewka. A całość uzupełniła przemiła Sylvaine, która powinna polskich kelnerów szkolić jak traktuje się gości!

 Później przyszła kolej na Włochy i pierwsze rozczarowania. Ani Barolo, ani Barbaresco, ani Barbera. Dobre poprawne wina, ale nic poza tym. Żadnych fajerwerków, zachwytów. Jak na osławionych kuzynów noszących takowe oznaczenia na etykietach było wręcz płytko i mdło. Jednak to moja prywatna opinia, z którą każdy ma prawo się nie zgodzić. Całe szczęście Włosi mieli 2 inne stanowiska i tam odnaleźliśmy jeden z hitów festiwalu – marka LA RONCAIA i 2 (spośród 4 prezentowanych) arcydzieła winiarskie z regionalnego szczepu refosco – obecnego tylko w północnowłoskiej Wenecji Julijskiej. La Roncaia Refosco produkowana w 100% z tegoż szczepu okazała się wprost genialna, mocarna, dymna i owocowa zarazem. Piękna struktura, budowa i niesamowita konsekwencja! Brawa dla winnicy! Kolejnym diamentem włoskiej prezentacji stała się dla mnie La Roncaia Il Fusco – bardziej owocowa, ale również z II i III-rzędnymi aromatami. Była, rzekłbym bardziej medytacyjna, warta długiego odkrywania przy kominku z książką w ręku!

Wśród 100 win prezentowanych na festiwalu nie jest łatwo wybrać jedno, które można by uznać za najlepsze. Jednak ja subiektywnie takowego wyboru dokonam, prezentując Prior Pons 2006 DOQ Priorat. Wino wielkie, mocarne, bardzo garbnikowe, a jednak zrównoważone. Warto też wspomnieć o Sarze i jej opinii, która przedstawiając nam owe wina, zapytana o kwestię doboru do potraw odpowiedziała bez wahania – meat and generally meat and also meat (i po chwili konsultacji z koleżanką) and meat. So leave this wine for meat! Także mając ochotę na wino wybitne, w czasie wystawnej kolacji, której główną atrakcją będzie wołowina argentyńska lub z Kobe – Prior Pons z Prioratu jest elementem obowiązkowym. Hiszpania zaprezentowała wiele innych wyśmienitych pozycji, wśród których na wyróżnienie zasługuje seria Sao z pięknym, choć bardziej codziennym Expressiu na czele.

 Na festiwalu znalazło się także miejsce dla cudownych niemieckich rieslingów i naprawdę dobrych win węgierskich. Niesamowity wprost staje się fakt, jak ogromnego postępu jakościowego dokonał Tokaj na przełomie ostatnich 20 lat. Nic tylko pić i się zachwycać! Ciekawie wypadła Gruzja i brawa im za to, bo właściwie wina te nie zdobyły jeszcze w Polsce należnego im uznania i szacunku. Rozczarowanie było jedno – czeskie Morawy. Niestety nasi południowi sąsiedzi w zestawieniu z tak wybitną konkurencją, sąsiadując stanowiskiem z niemieckim rieslingiem, wypadli naprawdę kiepsko. Niestety ktoś musi być przeciętny, abyśmy innych mogli zwać wielkimi!

ciąg dalszy nastąpi

6 myśli w temacie “Mine Wine Malta Festival 2011 – czas na relację! Część I”

  1. Witam!
    Również byłem na festiwalu i musze powiedziec jedno – świetna inicjatywa!
    Wina faktycznie idealnie dobrane, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Osobiście zwróciłem uwage na hiszpańskie czerwone Coca i Fito, naprawde polecam . Powalający aromat, aż „wychodzi” z kieliszka.
    Rozczarowały mnie wina francuskie – były na stanowisku pierwszym ale nie chodziłem według numerów, i być może w tym tkwił szkopuł, że ludziom nie przeszkadzały – były bez wyrazu, charakteru, dla mnie po prostu przecietne.
    I nie zgadzam sie w swoim przypadku, aby Czechy/Morawy wypadły słabo, dla mnie Czechy i Gruzja to jest właśnie najwieksze odkrycie tego festiwalu! Lekkie, rześkie i aromatyczne białe wina. Owszem, czerwone mnie nie powalaja, sa po prostu specyficzne i zupelnie cos innego niz wloskie czy hiszpanskie. Natomiast te biale – bajka! Żona zakochała sie w półsłodkiej Palavie, która z tego co widziałem cieszyła sie ogromnym uznaniem.

    Polubienie

    1. To jest właśnie w winie piękne – każdy odbiera je w pełni subiektywnie i zupełnie inaczej może (a wręcz powinien) je oceniać. Oby takich wydarzeń było w Poznaniu i całej Polsce jak najwięcej, a z pewnością pozostawią także możliwość dyskusji i wymiany poglądów!:)

      Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za podzielenie się swoimi spostrzeżeniami!

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.