Dyskont zabrał się ponownie za skomplikowany temat zgłębiania francuskich klasyków. O tym co będzie dostępne i od jak nieznanych producentów już wspominałem. I tak jak mówiłem, rozpocząłem degustację kilku butelek ze zwykłej ciekawości. Trzeba stwierdzić, że jest przyzwoicie – działa nam Jeronimo Martins bardzo sprawnie. A jakie będą efekty francuskiej batalii to już niedługo wyjaśnią efekty sprzedażowe!
Na pierwszy ogień (tydzień temu) trafiło grand cru z Saint Emillion 2007. Ta uznana francuska apelacja raczej nie pozwala sobie na wypuszczanie słabych butelek. Zwłaszcza z onaczeniem cru na etykiecie. Degustacja w składzie 3-osobowym pozwoliła na dość kompleksową ocenę butelki. I tak:
Przy cenie 34,99 PLN otrzymujemy wino z osławionej AOC, o sporym potencjale, dobrej budowie i aromatycznym bogactwie. Jest bardziej niż poprawne. Ale warunek jeden – potrzebuje powietrza – minimum godzina w karafce. Po otwarciu wali obornikiem wprost nieziemsko. Mija to wszystko z czasem i w prawidłowy sposób się rozwija, aby dać konfiturowo-skórzane wino o wyraźnych aromatach, właściwej strukturze i w miarę wyraźnej kwasowości. Taniny praktycznie zmiękczone, raczej jedwabiste, ale 2-3 lata dodadzą jeszcze subtelności. W dobrych warunkach można ryzykować dłuższe przechowywanie, ale po co, skoro wino jest gotowe do picia. Podsumowując – dobra opcja, żeby spróbować Saint Emilion i sprawdzić z czym to się je (polecam Mimolette – też z Biedronki!).
Jest jednak butelka, która zainteresowała mnie w tym wszystkim nieco bardziej. Dulong, AOC Medoc 2009 za złotych 19,99. Powiem krótko – jedno z win o najlepszej relacji ceny do jakości, jakie można na polskim rynku spotkać. Nie jest wybitne, nie jest wielkie – za to do bólu poprawne. I właściwie dobrze – to jest parkerowskie w stylu wino na masowy rynek, a ja właśnie zastanawiam się czy nie zmagazynować kilku butelek na moje przyszłoroczne wesele!
Przede wszystkim piękny, intensywny głęboki kolor purpury i ciemnej wiśni z fioletowym rantem. Zapach dość intensywny, z nutą przypraw i ciemnymi owocami. Do kompletu dużo dymu i trochę acetonu. Ładne to takie! W smaku podobnie, z dużą dawką świeżej poziomki, śliwek i malin, ale wszystko jakby nieco wędzone, z nutą popiołu. Skóra i przyprawy wycofane w tle, ale też są. Dobra struktura, niezła kwasowość, wyraźny acz przyjemny alkohol i zdecydowanie dominujący garbnik. Osobiście lubię takie butelki, ale nie każdemu musi to odpowiadać. Jakby na temat nie spojrzeć – wino warte dwukrotnie wyższej ceny. Za 19,99 grzech nie kupić.
Było też mała akcja ryzykant – 100% carignan za 9,99. Powiem tak – zapomniałem, że go piłem i dobrze. Ale ładnie zlew czyści. Coś ewidentnie nie wyszło w procesie winifikacji. No trudno! I tak jest dobrze – to dopiero druga kiepska butelka na cztery próbowane.
Czeka na nas jeszcze Chablis (za 30 PLN – to już jest fenomen, tym bardziej, że to faktycznie Chablis a nie Petit Chablis!). Poza tym korci to Chateneauf, ale za 50 PLN to chyba jednak wybiorę się na zakupy do Mielża, albo Vinoli. D.O. tego stopnia nie ufam Biedronce – zwłaszcza w kwestii sposobu przechowywania i eksponowania butelek. Ale rose z Anjou i tak obowiązkowo, prędzej czy później do koszyka wpadnie, choć obawiam się, że w cenie 14,99 PLN będzie podobnie jak z Pinot Blanc – nie koniecznie zachwyci :p Obym się mylił – zobaczymy, bo w tej materii nieraz już dyskont potrafił zaskoczyć!
Podsumujmy ten krótki wywód – Biedronka daje nam doskonałą okazję na winiarską wyprawę do Francji. Warto skorzystać z takowej propozycji, bo jakość butelek jest zazwyczaj przyzwoita, a ceny zdecydowanie biją wszystkich polskich importerów. Jedna rzecz – niech to będzie początek Waszej francuskiej podróży – to kraj winiarsko tak bogaty, że eksperymentować można każdego dnia z inną butelką! I oby tak było. Mam zresztą nadzieję, że dyskont da ku temu możliwość i niedługo ściągnie od następców Karolingów coś równie ciekawego!