Wróciłem. Z wakacji ot co! Jesienią morze jest piękne. Nadbałtyckie wojaże zaprowadziły nas to tu, to tam. Na GPS-ie Świnoujście, Międzyzdroje, Rewal, Ustronie Morskie, Kołobrzeg… Ale przede wszystkim Niechorze – jeden z najpopularniejszych kierunków poznańskiego wywczasu. Wino w bagażniku, bo przecież poza Carlo Rossi i El Sol niczego się nie napiję. Tak myślałem zawsze. Dopóki nie trafiłem do Ptasiego Zaułka. I kilku innych miejsc po zachodnim wybrzeżu rozsianych.
Myśląc o winie nad Bałtykiem autopilot prowadzi do Trójmiasta. Festusa znamy przecież wszyscy, czytamy zwłaszcza. W Świnoujściu drugi importer-weteran, wielce zasłużony dla winiarskiej sceny kraju – 101win. Tym bardziej pozytywne było moje rozczarowanie Niechorzem i z tęsknotą wspominam błogie wakacjowanie. Chłodzenie wina w umywalce z zimną wodą wcale nie było konieczne. W niemal 40 stopniowym upale sięgnąłem z chęcią po zimne RPA, złotych 28 für eine ganze Flasche! A i dorsza Gościniec Ptasi Zaułek serwował wybornego.
Świnoujście nadrabiało ilością – dobrze ułożonych kart win jest tam kilka. A i ceny przyzwoite. Litr świeżutkiego, cytrusowo-kwiatowego rieslinga. Złotych 56 poproszę. A restauracja jedna z najlepszych w mieście – Dune. Na Promenadę idźcie moi drodzy! Tam i wino na szklanki się znajdzie, po włosku, jak w przydomowej cantinie. Pane & Vino pasty też ma dobre!
Wyższa klasa bawi się kilka kilometrów dalej. Jednak Alhbec płatności w euro wymaga. Surowy jest wymiar kary, ale i oferta bardziej światła rzekłbym nieskormnie. Niosąca kaganek dla polskiego wybrzeża. Otrzeźwienie z zachodu. Niech to benchmark jakościowy będzie, ale ceny zostawmy polskie.
Najtańsze flasche – 25 euro. Po naszej stronie – podobnej klasy – połowa ceny. A w tle słyszę malkontenckie ‘jakie to wino w Polsce jest drogie!’ Oto niech się stanie moje słowo do narodu na niedzielę – DROGIM NIE JEST.