Archiwa kategorii: MIEJSCA

A niech się dzieje!

Zbliżający się okres świąteczny jak zwykle jest pretekstem do prezentowania swojej oferty win. Importerzy rozpoczynają żniwa zakupów firmowych. Wówczas też wyjątkowo chętnie prezentują swoją ofertę. Sezon w Poznaniu otworzył Dom Wina swoim świetnie przygotowanym Jesiennym Salonem Degustacyjnym (szersza relacje na Winicjatywie), a już wkrótce kolejne imprezy (mniejszych i większych degustacji będzie naprawdę sporo). Już w czwartek spotykamy się w Encantado, aby spróbować ok. 50 włoskich trunków oraz toskańskich przysmaków z La Bottegi (miejsca, które mam nadzieję stanie się niedługo kultowym sklepem Poznania!).

Swoją reprezentację wystawi Sycylia, Abruzja, Puglia, Piemont, Veneto, Toskania i kto wie jakie inne, znaczące włoskie regiony. Możliwe, że uda się przeprowadzić mały konkurs na najlepsze Chianti całej imprezy, a zapewne spróbujemy także wybrać najlepsze wino całych Targów Włoskich w Encantado. Ja mam już kilku faworytów, ale nie będę zdradzał nazw – przyjdźcie, zobaczcie, spróbujcie sami! Bilet to zaledwie 15pln. A na pewno WARTO!

co: Targi Win Włoskich
gdzie: Museum Cafe/Encantado – ul. Wodna 27, Poznań (wejście od Klasztornej)
kiedy: czwartek, 8 listopada, 12.00-23.00
koszt: 15pln/os

Wine Tasting PL jest medialnym partnerem imprezy

Reklama

Reinkarnacja

Kultowa winiarnia poznańska zmienia swoją lokalizację. Z tego powodu spotkaliśmy się, aby przetestować potencjał nowego miejsca. Encantado łączy się z Museum Cafe – większa przestrzeń, ciekawsza wizualnie, bardziej elegancki lokal, przenoszący w południowe klimaty zaraz po przekroczeniu progu. Po reinkarnacji Encantado robi świetne wrażenie. Niejeden Michał Anioł chciałby mieć taką pracownię!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Kiedy przekracza się próg masywnej bramy, wkraczamy w inny świat. Museum Cafe jest niczym średniowieczny przedsionek pałacowy. Oryginalny obelisk, wypożyczony z Muzeum Londyńskiego przykuwa wzrok, gdy tylko znajdziemy się w środku. Sama powierzchnia to patio Poznańskiego Muzeum Archeologicznego. Przeszklony dach uniezależnia lokal od warunków pogodowych, czego brakowało w jego funkcjonowaniu za czasów poprzedniego systemu. To miejsce zawsze było kultowe. Teraz nabiera swojego indywidualnego charakteru – śródziemnomorskie rozkosze w centrum Poznania. Wizyta w Museum Cafe i Encantado jet jak rejs na włoskie i hiszpańskie wyspy!

Całość dopełnia proste, ale smaczne menu, o smaku ziół i przypraw oraz zawsze świeżych aromatach. Feta zapiekana z pomidorami, bruschetta z oliwkami i prosciutto, buraki z ricottą. Dla wygłodzonych znajdą się polędwiczki wieprzowe czy tarta ze szpinakiem i polskim serem kozim.

wśród tych półek każdy znajdzie coś dla siebie

Właśnie sery są tu najciekawszym elementem karty. Przede wszystkim polskie cuda zagrodowe od Marka Grądzkiego – kozie sery o niezwykłej intensywności i bogactwie smaku. A co najważniejsze – 2 z nich o nazwie „Encantado” zostały stworzone specjalnie na zamówienie Marka i Macieja. Sam pomysł jest wart pochwały, a produkty tym bardziej – dojrzewają w liściach winogron, z dodatkiem bazylii w jednym przypadku i papryki w drugim. Łagodniejsze niż to, co Marek robi standardowo, ale niezwykle aromatyczne i przyjemne.

Deskę uzupełnia absolutnie genialna oferta La Bottegi! To nowy sklep i jednocześnie hurtowy dystrybutor i importer włoskich produktów – zwłaszcza serów, wędlin, makaronów, oliw, kremów i octów balsamicznych. A to wszystko od małych producentów, działających lokalnie! Lepiej być nie może! Temat genialnego przedsięwzięcia Moniki i Alessandro podejmę jeszcze w osobnym poście.

wnętrze prezentuje się genialnie!

Wróćmy jednak do Encantado – po reinkarnacji czekało nas przede wszystkim miłe spotkanie w gronie znajomych. W końcu 2,5 roku funkcjonowania lokalu na Szewskiej przyniosło wiernych fanów, wśród których byłem i ja, docierając do winiarni często i chętnie. Na sali nie zastałem zatem obcych twarzy, a wszyscy wydawali się oczekiwać  zmian na lepsze. I trudno się z tym nie zgodzić.

Karta win nieco się rozbudowała. Oczywiście oferta z własnego importu, której trzon stanowią butelki niemieckie, nadal ma się świetnie. Pojawiło się kilka znanych już wcześniej etykiet od zaprzyjaźnionych importerów, a także nowości. Taki rodzaj współpracy z innymi dystrybutorami przyniósł obecność włoskiej klasyki w postaci Brunello di Montalcino, Veneto od genialnych braci Antolini, doskonałego wydania Chianti, solidnej reprezentacji Sycylii oraz chorwackich ciekawostek. W menu nadal znajdziemy też pozycje z Ribery del Duero od Bodegas Vitulia, a świętowanie uroczystości możemy kontynuować z dobrze znanym Perlweinem lub sięgnąć po nową Cavę Brut Nature. Jest w czym wybierać, a ceny są nadzwyczaj uczciwe. Wszystko za co uwielbialiśmy Encantado zostało przeniesione do nowej lokalizacji.

na imprezie inaugurującej nową lokalizację nie mogło zabraknąć flamenco!

Już czekam na kolejne środowe degustacje, weekendowe koncerty przy muzyce i winie czy nasze winne wtorki. Spotkajmy się w nowym Encantado i zgodnie z nazwą miejsca – cieszmy się i bawmy!

Techniczne realia najlepszego Festiwalu Wina!

To było największe winiarskie wydarzenie Wielkopolski i prawdopodobnie całej Polski Zachodniej! Emocje już opadły, czas rzetelnie przyjrzeć się tej imprezie. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, iż ocenić je mogę zarówno jako wystawca jak i zwiedzający. Nie będę tutaj pisał o samych winach – te najciekawsze przedstawiłem na Winicjatywie. Zajmiemy się za to stroną techniczną i merytoryczną.

W liczbach wyglądało to następująco – 20 stosik, ok. 130 win, reprezentujących 50 regionów winiarskich. 3 oddzielne strefy degustacyjne, 2 dni testowania poszczególnych butelek, 7 tematycznych prelekcji i 120kg lodu. Zaczęło się w piątek o 16.00, choć trzeba przyznać, że start miał mały poślizg. Ale o 16.15 wszystkie wina były już otwarte, schłodzone i przygotowane do podania. Większość prezentowali winiarze lub bezpośredni przedstawiciele winnic. To był największy plus MineWine Malta Festiwal 2012 – każdy uczestnik imprezy miał możliwość porozmawiać z osobami, które uczestniczą w procesie powstania owych trunków, znają winemakerów i potrafią naświetlić ich filozofię. A w nielicznych przypadkach można było poznać samych twórców i podpytać nieco o tajniki ich dzieła! A do kompletu cudowna atmosfera wspólnej, winiarskiej fiesty. Poza poważnym aspektem degustacyjnym i edukacyjnym, była też doskonała zabawa – zwłaszcza w sobotę od samego południa! 🙂

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

W porównaniu z poprzednią edycją zmienił się prowadzący – OGROMNY PLUS. Kamil Dąbrowa komenderował imprezą mniej showmańsko, a za to z klasą i elegancją. Do tego wykazał niezbędną wiedzę z zakresu tematyki winiarskiej, dzięki czemu spójnie i składnie rozmawiał z winiarzami o ich butelkach. Wielkie brawa za zdecydowaną poprawę najsłabszego elementu zeszłorocznego!

Po ostatniej wpadce Centrum Wina, zastanawialiśmy się jak Sławek i jego ekipa rozwiążą problem temperatury serwisu win. Na dwa dni degustacyjnego szaleństwa przygotowano (jeśli dobrze pamiętam) 120kg lodu! Zatem wszystkie trunki białe i różowe były mocno schłodzone, a czerwieniom też można było zbić temperaturę! Jedyne czego zabrakło to materiałowe ściereczki do przetarcia butelek – myślę, że da się to załatwić na przyszły rok. Kubełki z lodem na bieżąco uzupełniane, woda wylewana, gdy robiło się jej za dużo. Z innych aspektów technicznych, nie zapominajmy o błyskawicznie opróżnianych spluwaczkach. Tempo wydawania kieliszków dla nowo przybyłych i realizowania pofestiwalowych zakupów również w porządku, choć wiem, że były gorące momenty 🙂

główny sprawca festiwalu – właściciel MineWine, Sławek Komiński

Doskonale przygotowany był notatnik degustacyjny – krótkie opisy winnic, kolejno wymienione wszystkie prezentowane butelki i miejsce na własne notatki. Tutaj tylko jedną rzecz mogę podpowiedzieć – pusta przestrzeń pod każdym winem, tak aby można było kilka słów wrzucić dokładnie przy jego nazwie, a nie gdzieś pod spodem. Ale to zdecydowanie czepianie się na siłę.

Jak zwykle z MineWine Malta Festiwalem jest jeden problem – lokalizacja w centrum handlowym. Fakt, że ułatwia to zgromadzenie większej liczby zwiedzających, umożliwia zakupy bezpośrednio po przetestowaniu win oraz pozwala dotrzeć do nowych odbiorców. Wiele osób trafiło na festiwal przez przypadek, ale jest ogromna szansa, że dzięki tej imprezie częściej niż dotąd sięgną po butelkę wina! Jest to z pewnością sukces, ale z drugiej strony ruch i gwar centrum handlowego w dni weekendowe mogą nieco przeszkadzać i choć ja nie mam nic przeciwko, rozumiem maruderów. Tegoroczną kontrowersyjną nowością było rozbicie degustacji na 3 osobne strefy. Finalnie jednak dostrzegam w tym rozwiązaniu same zalety – było więcej przestrzeni, ludzie nie tłoczyli się przy stanowiskach w sztuczny sposób i łatwiejszy stał się dostęp do winiarzy i degustowanych butelek! Zatem wychodzi na to, że korzystne jest lokalizacyjnie i centrum handlowe z bliskością salonu MineWine (wraz z całą infrastrukturą typu parking, łatwy dojazd, możliwość zjedzenia czegoś na miejscu) jak i dzielenie takiej imprezy na wyraźnie odseparowane obszary.

ekipa najlepszego (? – chyba tak!) sklepu winiarskiego Poznania w akcji! @Olga

Minus – kieliszki. I tak były bardzo dobre, ale na przyszły rok warto postarać się o stoisko Schotta i wypożyczenie od nich szkła. Będzie jeszcze lepiej! Zresztą ja nie mogę narzekać – jako jeden z nielicznych na całej imprezie miałem prawo korzystania z własnego 🙂

Udało się! FANTASTYCZNIE! Tyle trzeba powiedzieć, tyle warto powiedzieć i niech to wystarczy za całe podsumowanie. Dziękuję zwłaszcza Sławkowi i Łukaszowi oraz całej ekipie MineWine. I mam nadzieję, że znów będzie okazja stanąć po tej drugiej stronie stoiska i pokazać tak wspaniałym Gościom kilka ciekawych butelek! Do zobaczenia za rok!

P.S. NIE ZABRAKŁO AMARONE, jak na poprzedniej dużej degustacji u konkurencji. Było dostępne w sobotę nawet o 21.00! 🙂 BRAWA po raz kolejny dla odwiedzających i organizatorów

Łukasz i Mariusz, czyli dyrektor sprzedaży i można rzec jego prawa ręka – nawet po właściwej stronie! 🙂

Wino od uzależnionych

Całkiem niedawno Aulente pojawiło się jako wino dnia na Winicjatywie. Nie będę ukrywał, że wino znam, lubię i w pełni podpisuję się pod oceną Maćka, ale jednego elementu bardzo mi zabrakło w tym wpisie. Tyle mówimy o historii wina, jego niezwykłym pochodzeniu, ciężkiej pracy i pasji włożonej w produkcję. Czasem to tylko marketingowa mrzonka, w przypadku San Patrignano to niezwykły ciąg ludzkich historii. Winnica została stworzona przy ośrodku leczenia uzależnień (głównie nałogu narkotykowego), we włoskim regionie Emilia Romagna. O tej niezwykłej metodzie pomocy poprzez wspólną pracę w winnicy i gospodarstwie pisałem już wcześniej. Co ważniejsze serce włożone w wykonywane obowiązki jest dostrzegalne w butelkach z San Patrigniano – wina corocznie otrzymują wysokie noty od Roberta Parkera i innych światowych degustatorów oraz od włoskich przewodników winiarskich. Zatem sięgając po kieliszek Aulente, czy któregokolwiek innego produkt z tego niezwykłego miejsca, pamiętajcie, że w tej butelce zamknięta jest historia – zazwyczaj dramatyczna, ale ze szczęśliwym zakończeniem.

Samo wino jest zupełnie odmienne – radośnie owocowe, o silnych aromatach wiśni, czereśni i fiołka, z dodatkiem przypraw i konfitury żurawinowej (czyli wszystko co w sangiovese najlepsze!). W budowie nieco dominuje świeża kwasowość, choć wyraźnie jest wyczuwalny garbnik (z lekkim werwem, krągły i dość miękki). Wino jest gotowe do picia i nie ma większego sensu dłużej go przechowywać (choć ma potencjał na kilka lat). Idealnie skomponuje się z pastami, serami z żurawiną czy nieco pikantniejszą kuchnią mięsną. Konieczna jest dekantacja ze względu na osad, podane powinno być w 15-16st.C

AULENTE ROSSO RUBICONE
typ: czerwone, wytrawne, średnio ciężkie, codzienne
region: Rosso Rubicone IGT, Emilia Romagna, Włochy
producent: San Patrignano
szczep: sangiovese (85%)
rocznik: 2009
importer: Vini e Affini
dostępność: AleWino.pl, LaWina
cena: 49pln
OCENA: 88pkt

El sabor de España – LA RAMBLA

Ostatnim razem w La Rambli byliśmy bardzo dawno temu. Niestety, to miejsce często uciekało z naszych gastronomicznych przechadzek po poznańskim rynku i jego okolicach. A szkoda, bo jest warte regularnych odwiedzin! Na Wodną udało się jednak zawitać po kontrowersyjnym pobycie w Cafe Museum, o którym jeszcze będzie na blogu. Jednak dziś przedstawiam Wam ideał prostej restauracji z pasją, gdzie wino od zawsze gra pierwsze skrzypce! A to wszystko w Poznaniu – niczym perełka rodzimej sceny gastronomicznej.

Każdy z Was ma z pewnością taką knajpę, w której czuje się jak w domu i zapomina o całym świecie pozostawionym za progiem. Ja znalazłem kilka takich miejsc, a myślę że La Rambla dołączy do tego grona. W Poznaniu jest to jeszcze Piece of Cake i Cacao Republika, a wśród aspirantów nowa Weranda w Browarze, w Warszawie – Enoteka Polska. Trochę klasycznego drewna w połączeniu z nowoczesnością w środku, dobre jedzenie, kawa, wino. Niezwykli ludzie, pozytywna atmosfera, która przenika człowieka na wskroś. Wówczas czuję się jak u siebie. W La Rambli, bo o niej mamy mówić, panuje to nieprzyzwoicie cudowne poczucie lekkości bytu. Jest mnóstwo śmiechu, luzu i profesjonalizmu zarazem. Nie ma wpadek przy doborze czy serwisie wina. Jedzenie – choć proste – zawsze pyszne. To ten lokal kilka lat temu nauczył mnie jak jeść i przyrządzać krewetki – ba sprawił, że wręcz pokochałem ich smak. To tutaj spróbowałem pierwszego albariño, tak wspaniałego, że druga butelka już dość mocno zaszumiała nam w głowach. Wreszcie tu pierwszy raz starłem się z jamón serrano. A później niechcący przechadzałem się zawsze drugą stroną rynku, niby tak bliską, a odgrodzoną całą przepaścią knajp, barów, restauracji – zapraszających w swoje progi tak skutecznie, że aż do poprzedniego weekendu nie było mnie w La Rambli.

Dziś odwdzięczam się za te cudowne doznania z hiszpańską kuchnią i winem. Tym bardziej, że butelka spróbowana podczas ostatniej wizyty w La Rambli wprowadziła nas na wyżyny winiarskich rozkoszy. Onix Classico (Priorat za 45PLN!) jeszcze trafi na bloga, bo jego aksamitna struktura, boska owocowość i wyrazistość charakteru zasługują na kilka słów uznania. Natomiast czego poza świetnym winem możecie się spodziewać na miejscu – genialnej zupy andaluzyjskiej, świetnie przyrządzonych krewetek, prostych (ale zawsze świeżych) tapasów, doskonałych serów i wędlin. Zajrzyjcie tam przy najbliższej okazji – nie będziecie żałować.

Jeśli natomiast nie macie czasu/ochoty/zamiaru przesiadywania w knajpie, zawsze możecie skorzystać ze sklepu i zabrać jakąś fantastyczną, hiszpańską  butelkę do domu. Po części import własny, ceny bardzo uczciwe – tego miejsca nie można nie polecać!

Zdjęcia zostały pobrane z profilu FB La Rambli

Poznań rośnie w siłę.

Mój Poznań. Miasto paradoksów. Miejsce, w którym zarejestrowanych jest ponad 200 podmiotów importujących wina! Podobno połowa z nich jest aktywna. Co ciekawe ja potrafię wymienić maksymalnie kilkunastu. Ciekawych degustacji wciąż brakuje. Kultura wina jest w zalążku. Sklepy winiarskie skonsolidowały się w okolicach Starego Rynku, a cała reszta nie wykracza poza granice centrów handlowych. Poznań. Miasto, w którym nawet nowa gwiazda polskiego handlu winem pozostaje niedoceniona. DELIWINA i fantastyczny właściciel Guillaume Deliancourt wciąż wydaje się być w cieniu „dinozaurów” i wielkich kołchozów handlowych płacących krocie za wyłączność.


Swoją drogą – grałem w tym filmie siebie – BARMANA 🙂

Honor naszej małej ojczyzny ratuje ostatnio Hugo Restaurant. Knajpa zrezygnowała z całkowitej hegemonii oferty Vinninovy (i słusznie, bo wina marketowe nie powinny wypełniać karty dobrej restauracji). Pierwszy importer, który uzupełni (nijaką dotąd) selekcję to właśnie DELIWINA. Zatem świetne etykiety z portfolio Guillaume mogą stać się pewną konkurencją dla Mielżyńskiego, który sąsiaduje z Hugo w poznańskim City Parku. Owszem, trudno będzie porównać kartę win restauracji z ofertą jednego z najlepszych polskich importerów. Z drugiej strony, sukces Mielżyńskiego zdaje się uświadamiać całej gastronomii naszego miasta, jak istotnym elementem funkcjonowania jest wino.

W minioną środę miałem okazję uczestniczyć w degustacji i szkoleniu dla załogi Hugo Restaurant (na zaproszenie właścicielki), które osobiście prowadził Guillaume. Spotkania z tym niezwykle skromnym i sympatycznym człowiekiem zawsze są inspirującym doświadczeniem. Mam nadzieję, że podobnie myślą młodzi adepci sztuki winiarskiej, pracujący w restauracjach przez Deliwina obsługiwanych. Im większa ich grupa zostanie „zarażona” winiarską pasją, tym lepiej dla bachusowskiego trunku w naszym miasteczku.

Skupmy się jednak na zmianach w Hugo, które zachodzą za sprawą Guillaume. Przede wszystkim nowe wino domu – podstawowe etykiety z południa Francji, od doskonałego producenta – Laurent Miquel, zastąpią tandetną marketówkę Luis Felipe Edwards. Jak na restauracyjny house – dużo więcej niż przyzwoity wybór. Przy tym w cenie ok. 60 PLN za butelkę, zapowiada się jako nowy hit w kategorii wolumenu sprzedaży w restauracji. W wydaniu białym Chardonnay (65%) w połączeniu z aromatycznym Viognier (35%). Bardzo przyjemna butelka, mocno cytrusowa w aromatach, z dodatkiem brzoskwini i nutą owoców tropikalnych. Rześkie, wyraziste, kwasowe wino, bardzo uniwersalne w łączeniu z potrawami. Czerwone to z kolei kupaż cabernet z syrah, o kolorze purpury. Dość lekkie, ale intensywnie owocowe (wiśnia, porzeczka) i lekko pikantne (zielony pieprz, papryka), świeże, żywe i szczere. Dobra struktura z rześką i wyraźną (ale nie dominującą) kwasowością, ciepłym alkoholem i garbnikiem od owocu. Przyda się odrobinę je schłodzić przed podaniem. Mocne 3,5 gwiazdki w obydwu przypadkach!

Vino di Chiarlo było kolejnym materiałem szkoleniowo-degustacyjnym. Będąca niejako wstępem do piemonckiego winiarstwa etykieta zauroczyła zwłaszcza aromatyczną złożonością (skóra, grzyby, nuty drzewno-cedrowe, płatki różane, śliwka, konfitura wiśniowe) i pięknym projektem etykiety Giancarla Ferrariego. Dość ciężka, intensywna w zapachu i smaku, wyraźnie kwasowa i taniczna butelka. Świetna do łączenia  z baraniną i cielęciną, zwłaszcza w oliwie truflowej lub pikantnych sosach śliwkowych czy żurawinowych. Intensywne sery czy chorizo równie dobrze sprawdzą się w jej towarzystwie. 86-88pkt w notatniku. Warto!

Na koniec natomiast przyszła butelka z serii – „to Polacy lubią najbardziej”. Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, kiedy ekipa Hugo przyznała, jak często goście pytają o wina półsłodkie lub przynajmniej półwytrawne. Niestety taki mamy otoczenie rynkowe i należy się do niego dostosować – zatem do karty trafi bardzo przyzwoity i niezwykle łatwy w piciu Riesling od Richtera. Wino półwytrawne, z wyraźnym cukrem resztkowym, ale dobrze zrównoważone kwasowością. W aromatach bardzo klasyczne – przede wszystkim bije lekką naftą, która bardzo szybko przechodzi w kwiat czarnego bzu, owoc tropikalny i zielone jabłko. Wszystko przyjemne, dość świeże i ładnie skomponowane. Przyznaję się – przy takiej półwytrawności sam klikam „LUBIĘ TO”. Po raz kolejny mocne 3,5 gwiazdki. Sam dr. Dirk Richter pojawi się natomiast na piątkowej degustacji Deliwina w warszawskim Wine Corner! Serdecznie polecam, bo szykuje się fantastyczne spotkanie.

W nowej karcie znajdzie się kilka innych kwiatków jak chociażby Tandem Ars In Vitro rodem z Nawarry (z grawitacyjnej, ekologicznej winnicy) czy Chablis od Brocarda. Piemont należy do Michele Chiarlo (i Barolo, i Barbaresco), a alzacka klasyka gewurtza do Dopffa i synów. Naprawdę będzie co pić! A przy okazji Alzację od Deliwina możecie lepiej poznać na degustacji w nadchodzący wtorek, w poznańskiej restauracji Patio!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Pisząc ten tekst mam nadzieję, że Hugo nie jest odosobnionym przypadkiem, a poznańskie restauracje wreszcie pojmą rolę wina w procesie tworzenia pełnej satysfakcji Gościa . Oby kilku najlepszych postarało się o innowacyjne karty i dobrze przeszkoloną w temacie obsługę, a reszta pójdzie w ich ślady. I nasuwa się refleksja – czy lepiej zainkasować jednorazowo 25 tysięcy złotych polskich od LPdV i mieć przeciętną kartę, z absurdalnie wysokimi cenami, czy sprzedawać w ciągu miesiąca ciekawe i unikatowe wina za 20-30 tysięcy netto jak kilka inteligentnych knajp w naszym mieście. Myślenie nie boli. Kreatywne tym bardziej.