Szampan i ostrygi. Tak mijał tegoroczny Bud Break i trudno chyba wyobrazić sobie lepsze rozpoczęcia letniego sezonu winiarskiego. Tym bardziej, że udała się również pogoda – dotychczas Bud Break nierozerwalnie związany był z deszczową aurą! Poranek zresztą wskazywał, że będzie jak zwykle: jest Bud Break – musi padać. Jednak podczas piątkowej degustacji parasol się nie przydał 😉
W poznańskim winebarze Mielżyński degustowaliśmy bąble od 5 uznanych producentów. Rozpoczęliśmy wspaniałym Prosecco Nino Franco (wcześniejsza recenzja tutaj), kontynuując doskonała Cavą Perelada (na uznanie zasługuje zwłaszcza arcywytrawna Brut Nature, o dość mocnej strukturze wspartej na wysokiej kwasowości, mineralnym podłożu i świetnej kompozycji świeżych nut cytrusowych i zielonych owoców z drożdżowymi niuansami dojrzewania na osadzie).
Tego wieczoru wszyscy czekali jednak na szampany – i z pewnością się nie zawiedli. Czy to Panie na 12 centymetrowych szpilkach, czy Panowie w garniturach, czy pijacze w trampkach. Każdy znalazł coś dla siebie, choć na największe uznanie zasługują 3 słowa: BLANC DE BLANC. Białe z białego, czyli 100% chardonnay (to jedyny szczep białej winorośli dopuszczony do produkcji szampana), zachwycało najbardziej. I możemy różnić się w opinii czy lepiej wypadł Deutz czy Lenoble (osobiście stawiam na drugiego reprezentanta, bo wino dało się poznać od bardziej kremowej i jedwabistej strony), ale na pewno te dwie butelki wyznaczyły jakość wieczoru.
Później zagrali Creamer i Jakob A, a my w gronie przyjaciół wdzięcznie sączyliśmy rieslinga na City Parkowym ogródku. I nie będzie dziś dokładnych not technicznych i wybujałych opisów. Po prostu – przychodźcie na Bud Break i sami przekonajcie się, które wina są najciekawsze. Bo to świetna zabawa i najlepsza okazja na poznanie kilku doskonałych win. Takie degustacje. Takie sytuacje.