Szampan i ostrygi. Tak mijał tegoroczny Bud Break i trudno chyba wyobrazić sobie lepsze rozpoczęcia letniego sezonu winiarskiego. Tym bardziej, że udała się również pogoda – dotychczas Bud Break nierozerwalnie związany był z deszczową aurą! Poranek zresztą wskazywał, że będzie jak zwykle: jest Bud Break – musi padać. Jednak podczas piątkowej degustacji parasol się nie przydał 😉
Archiwa kategorii: Szampania
STARUSZEK…
Historię ma wojenną. Losy przebył niezwykłe. Z małej wytwórni trafił do prywatnej piwnicy pewnego hodowcy tytoniu. Wraz z jednym ze zbieraczy zawitał do Polski. W piwnicach Francji i Polski przeleżał przynajmniej 30 lat. Długo czekał na swój moment. Wreszcie nadszedł ten właściwy.
Są takie butelki, których jestestwa nie rozkłada się na czynniki pierwsze, bo absolut ich bytu wyznacza granice wszelkiej doskonałości. Wina, dla których warto żyć i umierać, śmiertelne jednak okryte wieczną chwałą. Butelki, których piękno życia pozostaje w głowie dzierżącego brzemię ich wielkości, omijając nieco wydźwięk kieliszka. Wina wielkie, choć nieznane. Niezapomniane, choć nie do znalezienia. Wina których nie ma. Wina, które zostawiają rysę tak potężną, że nic nie smakuje już tak samo.
Wafflart & Fils to malutki, niezależny producent, tworzący rzemieślnicze wina z gron pochodzących z własnych działek. To cuvee sklasyfikowane jako premier cru odznacza się niezwykłą dojrzałością i elegancją, niosąc w sobie ogrom aromatycznej i strukturalnej mocy. Wino wybitne. Warto było na nie czekać. Powstało gdzieś w okolicach 1980 roku.
p.s. Dzięki Mieszko! 😉
Poważne zaczerwienienie #1
Wczoraj był dość niezwykły dzień, w którym nie brakowało wrażeń. Najpierw w strugach deszczu znajomi zabrali nas nad jezioro, gdzie pod przyniesioną plandeką urządziliśmy sobie piknik. Całe szczęście pogoda poprawiła się po jakiejś godzinie i można było opuścić schron i rozpocząć bardziej typowe plażowanie. Równie ciekawe przeżycia zapewnił MineWine wieczorową porą, podczas degustacji kilku poważnych czerwonych etykiet z selekcji importera.
Na przepłukanie kubków smakowych Mariusz (prowadzący) przygotował doskonałego szampana Lenoble Premier Cru Blanc de Noirs 2006. Mimo iż wino białe, to w 100% wyprodukowane z czerwonych gron pinot noir, zatem można wliczyć je w zestaw wieczoru. W nosie dojrzałe, z niuansami orzeszków solonych, skalistości, i z dodatkiem kolendry. W ustach doszła jeszcze nuta białej brzoskwini i skarmelizowanego jabłka. Piękny początek wieczoru, z szampanem dość ciężkim i bardzo wyrafinowanym. 91pkt!
Sięgając po szynkę parmeńską, próbowaliśmy połączyć ją z burgundem. Chateau de Monthelie Premier Cru 2007 (139pln) urzekło pięknym kolorem i bardzo klasycznym wyrazem – lekko pikantne i owocowe zarazem w nosie jak i ustach, z wycofaną w tło odrobiną acetonu i wiejskiego obejścia. Wyrafinowane, nie chciało się zbyt szybko otworzyć. Wino doskonałe i może zestawienie z szynką parmeńską nie było idealne (faktycznie klasyczny zestaw z przybeczkowanym sangiovese sprawdza się lepiej), ale wydobyło kilka ciekawych walorów aromatycznych. Natomiast do kaczki po Wielkopolsku będzie to kompan wprost genialny! Punktowo 89-90 oczek, ale podobno zyskał z dłuższym napowietrzeniem.
Susana Balbo Cabernet Sauvignon 2008 (89pln) już czekała w kolejce. Mały wyskok do Argentyny wniósł do kieliszków dym, pieczone owoce, konfiturę śliwkową, sporo kawy i czekolady w końcówce, a także kołaczący gdzieś w tle zapaszek kiszonej kapusty. Zatem idealnie nie tylko do steka, ale i bigosu na dziczyźnie. Nie do końca jest to mój styl, ale trzeba przyznać, iż to Mendoza w najlepszym wydaniu! Z pewnością nie jest to nowo światowy potwór. Wino na mocne 90pkt.
Równie ekspresyjny okazał się malbec Nosotros 2008 (459pln) od Domino del Plata, który na listę degustacyjną trafił dość niezapowiedzianie. Najpierw otworzył się nieco szpitalnym zapachem i jodyną, aby po chwili pokazać prawdziwą bombonierkę z likierami wszelakimi i nieziemską gamę smażonych owoców. Dalej nieco dymu i grillowanego mięsiwa. Wino ciężkie, mocno taniczne, aż nazbyt ekstraktywne, prawdziwa bomba aromatów. Ten styl trzeba lubić, ale nawet wśród osób za nim nieprzepadających (patrzcie ja osobiście) wzbudza respekt. Zamysłem autorów jest zrobienie najlepszego wina Argentyny. Czy się udało? – mam wątpliwości, ale niżej niż na 93pkt nie sposób je ocenić.
Jednym z hitów wieczoru był Clos Saint Jean Chateauneuf-du-Pape 2008. Pikantno-owocowy, z dodatkiem lawendy i wyrazistą konfiturą malinową z pieprzem. Mocny garbnik, spory alkohol, równoważąca wszystko kwasowość i lekkie posmaki palone w ustach (kawa + tytoń owocowy + czekolada z chili). Niby równie bogato i potężnie jak w nowo światowej Argentynie, ale jakoś bardziej dla ludzi, z większą elegancją. W pełni zasłużone 95pkt na mojej notce degustacyjnej i najlepsze wino pierwszej części degustacji.
A już jutro kilka słów o niesamowitej MAJORCE (!) oraz włoskiej klasyce z Veneto.