W świetle fleszy, gwiazd małego i dużego ekranu, ekstrawagancji i wszechobecnego blichtru rzeczy autentyczne wydają się nie mieć miejsca. Dawidowi Podsiadło napromieniowana świeci nawet Warszawa, a ja dzisiaj próbuję w kilku zdaniach złapać autentyczność Kalifornii, i to prosto z serca krainy lansu – Beverly Hills. To właśnie tam, w ekskluzywnej restauracji Spago, dwóch ludzi wina – Kevin O’Connor i Matt Licklider – postanowili odsłonić inne, prawdziwsze oblicze amerykańskiego winiarstwa w projekcie LIOCO.
Restauracja Spago w Beverly Hills, materiały restauracji
Wakacyjne myśli uciekają gdzieś daleko za horyzont. Zarzućcie zatem plecaki i spakujcie Waszego ulubionego silvanera bądź rieslinga, bo dziś wycieczka będzie długa, na sam zachodni skrawek Hesji Nadreńskiej. Wybieramy się do sielskiego miasteczka Bingen-Büdesheim. W drzwiach wita nas przesympatyczne małżeństwo Państwa Riffel, a Ecovin obwieszcza wszystkim, że działamy w zgodzie z naturą. Carolin prowadzi nas na wewnętrzny taras, gdzie już czeka nasz stolik degustacyjny. Obok zasiada dwójka Węgrów. Już po chwili orientujemy się, że to ich dobrzy znajomi – mały importer z okolic Budapesztu. Czytaj dalej RIFFEL – Hesja bez zobowiązań→
Cucina zaskakuje. Od zawsze pozytywnie. Jednak, otrzymawszy zaproszenie na kolację degustacyjną od Jacob’s Creek (!) do jednej z najbardziej prestiżowych restauracji Poznania – pomyślałem, że ktoś sobie robi głupi żart. Jak masowe, marketowe wino ma skomponować się z autorską kuchnią Ernesta Jagodzińskiego?!
Co z tego wszystkiego wyszło – za chwilę. Na razie poczytajcie co jedliśmy i piliśmy. Wśród zaproszonych Gości znalazły się znajome twarze – Luks z Lampki Wina oraz Kuba z Zakorkowanych. Wszyscy podchodziliśmy do konceptu sceptycznie. Tym większe było nasze późniejsze zaskoczenie. Zatem do dzieła:
Na początek camembert zapiekany w cieście filo z pieczoną gruszką, rodzynkami i chrupiącym Lavoche, przygotowanym z lekko skarmelizowanego, ciemnego pieczywa. Do kompletu kolorowa kokaina po raz pierwszy, czyli proszek z fiołków redukowanych czerwonym winem! Popijamy słodkawym i nie ukrywajmy – mdławym Jacob’s Creek Moscato. Choć wino nawet do przeciętnych jakościowo nie należy, to wpasowało się w słodkie akcenty potrawy. Najlepiej leżało ze słodką gruszką, ale camembert w filo też się nie obraził za to połączenie.
przystawka i kolorowa kokaina po raz pierwszy!
Dalej filet z Barramundi (najpopularniejsza ryba Australii, od kilku lat szturmuje z sukcesami europejski rynek restauracyjny) z roladą szpinakową i puree ziemniaczanym z masłem cytrynowym. Kombinacja idealna pod chardonnay z beczki i takowe zostało podane. W kieliszku Jacob’s Creek Reserve Adelaide Hills Chardonnay 2012, ładnie komponujące beczkowe niuanse z dużą dozą świeżości. Nie jest przytłoczone maślaną-oleistością, a rozsądnie wyważone. Bezpieczne, dobrej klasy wino, w nowoświatowym, ale nie przesadzonym stylu. Za 50pln to nawet rozsądna etykieta. Do delikatnej ryby, szpinaku i cytrynowego masła dobry wybór.
maślana ryba i maślane chardonnay
Druga propozycja – Jacob’s Creek Reeves Point Chardonnay 2007. Silnie maślano-śmietankowe, beczkowe chardonnay, bardzo mocno zbudowane, pełne ekspresji, z ziołowym, wręcz balsamicznym tłem, nie idące na żadne kompromisy z jedzeniem. Dobrze zrobione, ale przypadnie do gustu wyłącznie zwolennikom gatunku (jeśli w ogóle trafi do Polski – bo jego cena byłaby astronomiczna = ok. 200pln za butelkę). Potrawę niestety całkowicie zdominowało i absolutnie nie było to trafione połączenie. Gdyby ryba wyszła ze spieczoną skórką, mocno zgrillowana i silnie podsypana ziołami – mogłoby się podziać dobrze. W tej wersji stawiamy na delikatniejszy trunek i mamy matching na dobry z plusem.
do shiraza kawał polędwicy jak znalazł
Druga etykieta lepiej odnalazła się w zakazanym niemal połączeniu, czyli (UWAGA!!!) zestawiona z polędwicą wołową. Oto lista powodów jakim cudem się to udało: mięso było dość dobrze wysmażone, podane z masłem ziołowym i słodkimi ziemniakami, z dodatkiem warzyw korzeniowych i fasolki na parze. W to wszystko nuta sosu redukcyjnego z czerwonego wina, smakującego jak lekkie balsamico. Kontrowersyjny matching uznajemy za w miarę udany – na czwórkę z minusem. Sięgamy zatem po klasykę gatunku, i w kieliszkach ląduje Jacob’s Creek Centenary Hill Barossa Shiraz 2009. Pełne ziołowych niuansów, z odrobiną pieczonej dziczyzny w nosie, oliwą truflową na finiszu. Dawka dżemowatego owocu i słodkiej taniny spora, choć w granicach przyzwoitości. Wino długie, intensywne, śmiało mogę rzecz – ciekawe. Za połączenie smakowe z daniem – piątka z plusem. Problem ten sam co przed chwilą – jeśli trafi do Polski to paragon sklepowy wyniesie ok. 200pln za butelkę. Przy takich kwotach można pić najbardziej utalentowanych winiarzy Australii. Czy zatem warto sięgnąć po Jacob’s Creek?
Chef i goście specjalni – Karol Okrasa i Veronica Zahra – Szefowa Kuchni winnicy Jacob’s Creek
Rozsądniej cenowo zachowuje się Jacob’s Creek Reserve Barossa Shiraz 2010. Po 20 miesiącach amerykańskiej i francuskiej oraz nowej i używanej beczki, dostajemy wino przyjazne szerokim kręgom podniebienia. Dobry owoc, niezła kwasowość, trochę dżemowości, sporo pikantności. Przy wybitnej wołowinie spod ręki szefa kuchni zginęło, ale value for money ma się tutaj nieźle. Jedyne co można zarzucić to zbyt dużą łatwość w odbiorze i jednostajność (ale dzięki temu to bezpieczny mainstream) oraz krótki finisz. Mimo wszystko, dopija się kieliszek przyjemnie. Brać na grilla, a nie na wystawną kolację.
Deser – nie za moscato podziękuję. Ale Rolada Pavlova z gotowanymi brzoskwiniami i morelami, a do tego sproszkowana skórka z suszonej pomarańczy, czyli kolorowa kokaina nr.2. Poezja. Ale nie, za moscato naprawdę już podziękuję.
deser i kolorowa kokaina po raz drugi!
Na koniec stwierdzam 2 rzeczy. Jedną oczywistą – kuchnia Cuciny to jeden z najsolidniejszych punktów na kulinarnej mapie Poznania. Drugą, której się nie spodziewałem – Jacob’s Creek w swoich wyższych seriach ma naprawdę niezłe wina i czuję się pozytywnie rozczarowany. Zamiast mieszać z błotem, muszę australijskiego potentata pochwalić.
Karol Okrasa, Veronica Zahra i Katarzyna Chwalibóg (Pernod Ricard Polska)
P.S. Wina JC nie zagościły w karcie Restauracji Cucina, była to wspólna impreza promocyjna.
Za zaproszenie na kolację dziękuję koncernowi Pernod Ricard, który jest właścicielem i dystrybutorem marki Jacob’s Creek.
Frontera to najlepiej sprzedająca się marka win chilijskich na świecie. Należy do megalopolis winiarskiego jakim jest Concha y Toro – producent m.in. osławionego Casillero Del Diablo. Prosta seria win, której destynacją od samego początku istnienia były marketowe półki. I niech taka etykieta rozpocznie poszukiwanie win grudniowych – z przeznaczeniem na świąteczne, sylwestrowe i noworoczne stoły.
FRONTERA CHARDONNAY 2011 typ: białe, wytrawne, dość lekkie, młode region: Chile, winnice rozsiane po największych regionach producent: Concha y Toro szczepy: chardonnay (min. 75%) dojrzewanie: brak beczki dostępność: sieci handlowe, sklepy spożywcze importer: PWW cena: 18,99 (promocja Piotr i Paweł) do ok. 29pln
Przygotowanie wigilijnej wieczerzy jest pracą długą i żmudną. Tej butelki nigdy nie odważyłbym się otworzyć podczas świąt, ale w trakcie doprawiania karpia, przygotowania sałatki czy wyrabiania pierników może nam towarzyszyć ze znośnym rezultatem. Ewentualnie przy grudniowym ognisku da się opróżnić flaszkę bezpośrednio ze szkła producenta. Wino nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest proste i nudnawe, ale jednocześnie nie ma w nim wad produkcyjnych. Duża świeżość, lekkie aromaty jabłkowe, cytrusowe i owoców egzotycznych. W ustach świeże, o żywej kwasowości, nieco podwyższonym cukrze resztkowym. Robi wrażenie rozwodnionego, ale poniżej 20pln ujdzie w tłumie. Brakuje przede wszystkim aromatyczności i wyrazu. Dla rozpoczynających winiarską przygodą może to być dobry wybór – jest lekko i łatwo. Mimo wszystko ja idę szukać czegoś lepszego, ale jak Concha y Toro wpadnie Wam przypadkiem do koszyka w trakcie zakupów, to nie musicie go od razu wylewać do zlewu.
Laurent Miquel należy do ósmego pokolenia winiarzy i uznawany jest za wschodzącą gwiazdę winiarstwa południowej Francji. Choć zarządza dużą posiadłością, to nadal jest to firma o rodzinnych tradycjach, w której nacisk kładzie się na wysoką jakości i zrównoważony rozwój. L’artisan 2010 jest doskonałym przykładem klasycznego wydania chardonnay z Langwedocji. Tworzy je kupaż różnych cuvée winifikowanych osobno, z których część poddawana jest dojrzewaniu w beczce, a reszta to świeże wina, nie mające kontaktu z dębem.
L’artisan Chardonnay 2010, Laurent Miquel typ: białe, wytrawne, średnio ciężkie, lekko beczkowe producent:Laurent Miquel region: IGP Pays d’Oc, Południe Francji szczep: 100% Chardonnay dojrzewanie: część wina krótko dojrzewa w beczkach importer:Deliwina cena: 49pln ocena: 4
___________________________________________
W pierwszym nosie uderza wyraźną ekspresją owocową. Pojawiają się zapachy skórki cytrynowej, ananasa, melona i mango, przy czym owoce nie są przytłumione beczkowych charakterem. Z czasem można odnaleźć delikatne nuty słonawe i kamieniste. W ustach zrównoważone, świeże, z dobrze wtopioną kwasowością i dość mocną budową. Owoc stonowany, powraca lekka nuta słonawa, pojawia się odrobina pikantności (biały i zielony pieprz) oraz beczkowe niuanse kremowe. Finisz przyjemny o posmaku świeżych owoców i dość długi. Dobrej klasy chardonnay, warte polecenia i swojej ceny.
Za oknem ulewa, ale w domu wciąż gorąco. Orzeźwiające, intensywne aromatycznie, małe szabli jest idealne w takich warunkach – zwłaszcza, gdy w piekarniku morszczuk osiąga stan idealny!
Petit Chablis 2009
typ: białe, wytrawne, średnio ciężkie, świeże region: AOC Petit Chablis, Burgundia, Francja producent: Daniel Dampt rocznik: 2009 szczep: 100% chardonnay cena: 48PLN (zakup własny) importer: Enoteka Polska ocena: 84pkt
Doskonałość w każdym calu, choć na podstawowym poziomie win z Chablis. Kolor jest delikatny, słomkowy, z nieznacznym zielonym refleksem, co wskazuje na brak kontaktu z beczką. W nosie jest intensywne od samego początku i dość bogate. Pojawiają się nuty owocowe (polskie, dojrzałe jabłko dobrej klasy), kwiatowe (głównie polne), odrobina miodu i kompotu świątecznego z suszu oraz spora doza ukrytych w tle ziół. W ustach niestety dominuje struktura nad aromatami. Kwasowość jest zarazem bardzo wyrazista, ale i świetnie ułożona i wtopiona w tło. Do kompletu dość charakterny garbnik i dojrzała goryczka, które trzymają budowę w ryzach. Finisz długi, jabłkowy (papierówka). Doskonale skomponowało się z morszczukiem natartym bazylią i czosnkiem, w sosie śmietanowo-serowym (blue cheese). Świetnie podejdzie do większości mniej tłustych ryb (nie ma typowej śmietanowości Chablis). Doskonałe także do twardych, jasnych serów dojrzewających.