Wróciłem. Z wakacji ot co! Jesienią morze jest piękne. Nadbałtyckie wojaże zaprowadziły nas to tu, to tam. Na GPS-ie Świnoujście, Międzyzdroje, Rewal, Ustronie Morskie, Kołobrzeg… Ale przede wszystkim Niechorze – jeden z najpopularniejszych kierunków poznańskiego wywczasu. Wino w bagażniku, bo przecież poza Carlo Rossi i El Sol niczego się nie napiję. Tak myślałem zawsze. Dopóki nie trafiłem do Ptasiego Zaułka. I kilku innych miejsc po zachodnim wybrzeżu rozsianych. Czytaj dalej PO SEZONIE – BEZ WYPRZEDAŻY!
Archiwa kategorii: MIEJSCA
Floating [wine] Garden 2050
Jest w tym kraju pewne miasto, które stawia sobie jasno określone cele. Ambitne i trudne do zrealizowania. Jednak będąc tam chociaż przez chwilę, można śmiało rzecz – Ci Ludzie dadzą radę. Szczecin w 2050 roku ma stać się największą i najbardziej luksusową mariną jachtową Bałtyku. I to jest realne. Architektoniczne pomysły, łatwość komunikacji, ale przede wszystkim ludzie i ich chęć do działania. Mam nadzieję, że to wystarczy.

Ale do emerytury jeszcze daleko, więc zajmijmy się sprawami bardziej aktualnymi, a nie mniejszej miary. Bowiem, poza wieloma atrakcjami turystycznymi, wspaniałymi widokami i zabytkami, macie bardzo konkretny powód, żeby Szczecin odwiedzić. Powód ten ma nazwę – EXOVINO, lokalizację – MAŁOPOLSKA 3, produkt – WINA NATURALNE, ludzi – DI BLASI, RAYA, KURZEJA, ŚWIRGOŃ (no i Piotrka za barem!). Bar a vin, na którym niejeden ekskluzywny winebar mógłby się wzorować. I pierwszy w Polsce bar i importer zarazem, w którym znajdziecie wyłącznie wina naturalne.
Nic dziwnego, że do takich miejsc, w takim mieście przybywają wspaniali ludzie, o gorącym temperamencie i niespokojnej duszy. Nasza randka w Exovino miała trwać chwilę. Zajęła sporą część tej upalnej nocy.
Przywitała nas pewna blond dama, młoda. Skąpo była w róż odziana. Osnuta za to szatą perfumy tak truskawkowej, jak może być tylko babciny kompot, wydający się wręcz lekko kandyzowany. Postury była z pozoru szcupłej, choć siłę miała niezrównaną. Nieco gorzko w tym wszystkim smakowała. Skąpaliśmy ją w gazpacho. Cóż to był za wstęp do dalszej, hedonistycznej uczyty! Żona, ona i ja. Smakowała wybornie, niejedną szlachetniej urodzoną okrywała hańbą. Niełatwa, choć z pozoru tania. Piękne nosiła też imię – Mengoba Brezo
Dosiadła się kolejna – bardziej wyuzdana. Wzrok miała mętny, zapach mocny, choć raczej nie był dzisiejszy. Niby wątłe dziewczę w kolorze bardziej złotawym, czy lekko wręcz rdzawym. Wołowina w makaronie jej nie przeszkadzała, a słodkimi ustami łagodziła ostry smak papryki. Podawała nam jabłkowo-gruszkowym mus, polewając go agrestowym kompotem. I mimo tej przetartej owocowości, pozostawała wytrawna, choć kwaśnych min nigdy nie robiła. Dziwna z nią była zabawa. Do dziś nie wiem, czy mi się podobała, choć wziąłem całą – BEZ OPAMIĘTANIA! Pampaneo na nią wołali.

Mengoba Brezo La Vie en Rosé 2012 to różowe wino naturalne rodem z Bierzo w Hiszpanii (import Exovino, 36pln).
Pampaneo Airen Natural 2012 to białe (a właściwie pomarańczowe) wino naturalne z La Manchy w Hiszpanii, macerowane na skórkach przez 3m-ce. (import Exovino, katalogowo 52, ale wydaje mi się, że na miejscu kosztowało nieco mniej).
Mengoba Brezo Tinto 2011 to z kolei spontanicznie fermentowana mencia, bardzo owocowa i intensywna aromatycznie, ale stosunkowo lekka w budowie.
Wina, których próbowałem są inne. Są dziwne i zaskakujące, nie przypominają tego, co zwykle pija przeciętny śmiertelnik. Tym samym stają się ciekawe i hipnotyzujące, choć ocenić ich nie umiem. Dlatego i post jest dziś nieco inny. Spróbujcie tych butelek jeśli tylko będziecie mieli okazję – WARTO. Choć nie gwarantuję, że będą Wam smakowały.
Najlepiej spróbujcie ich na miejscu – w EXOVINO. Pomódlcie się, byście trafili na spontaniczną, hiszpańską fiestę – jak nam się udało. Exovino jest miejscem świetnym, ze wspaniałymi ludźmi, genialną obsługą i klimatem prawdziwego winebaru. Do jedzenia muszą jeszcze trochę uwagi przyłożyć, ale gazpacho dostałem tam najlepsze w życiu (a niejedno już w życiu przejadłem!)

Piłem i jadłem na koszt własny.
P.S. Mam nadzieję, że wkrótce kilka butelek z selekcji EXOVINO pojawi się w Poznaniu – dam znać 😉
HORST SAUER – najlepsza Frankonia w Polsce!
Ostatnio sporo się dzieje w kwestii przyjaźni polsko-niemieckich. Najpierw za sprawą Win Szlachetnych w Polsce pojawił się genialny producent z Hesji Nadreńskiej – Weingut Gunderloch. Fritz i Agnes Hasselbach po kilku nieudanych podejściach do polskiego rynku, w końcu mają szansę zagościć u nas na stałe!

W Poznaniu natomiast swoją premierę mają wina od rodziny Sauer. Czytaj dalej HORST SAUER – najlepsza Frankonia w Polsce!
ROUSSILLON, Sud de France.
Roussillon to niezwykła katalońska kraina na najbardziej południowym skrawku Francji. Miejsce płynące winem i oliwą. Niezwykłe, ale i dla polskiego podróżnika dość niedostępne. O historii regionu i najlepszych producentach pisałem już na Winicjatywie. U siebie postaram się trochę pomóc Wam w organizacji wyjazdu i podpowiedzieć kolejne powody, dla których warto tam jechać, mimo, że droga nie będzie łatwa!

W pełni obiektywnie – Roussillon trzeba zobaczyć! Szczególnie, aby odwiedzić cudowne winnice, schodzące wprost do morza, czy położone u górskich podnóży terasy Maury. Spróbować sław jak Mas Amiel, Gauby, Sarda-Malet, Coume del Mas, Lafage, Le Casenove… Zakochać się w krajobrazie i niezliczonych stylach win – wytrawnych i rześkich bielach, mocarnie zbudowanych beczkowańcach, mięsistych czerwieniach, słodyczach mniej lub solidniej wzmacnianych. Piękno tego regionu to również fakt, że każdy znajdzie wino dla siebie – niezależnie od preferencji smakowych!
Moja wyprawa rozpoczęła się z Poznania. Najpierw InterCity o 2:30 do W-wy. Z W-wy lot do Paryża, następnie zmiana lotniska (z Charlesa de Gaulle na Orly), później wylot do Perpignan i już byłem na miejscu! Łącznie 16 godzin w podróży. Koszt wszystkich biletów w obydwie strony to ok. 2tys. złotych. Transport busem pomiędzy paryskimi lotniskami – 20euro w jednym kierunku (bilet powrotny 34euro). Podróż uciążliwa, tym bardziej że w stolicy Francji zawsze musicie odebrać bagaż na jednym lotnisku i ponownie nadać go na drugim. Przejazd pomiędzy lotniskami w godzinach szczytu – 2:15 godziny, normalnie ok. 1:30h. Mimo wszystko – warto. A widok Paryża nocą z okna samolotu potrafi zrekompensować te niedogodności. Morza , gór i winnic w Roussillon podczas lądowania – tym bardziej!

Lepszym rozwiązaniem jest lot do Barcelony (najlepiej Girona) i wynajęcie samochodu, który możecie zrzucić w Perpignan albo wycieczka autostopem. Hiszpanie chętnie zabierają turystów, więc nie powinno być problemów. Ewentualnie pociąg lub autobus z Barcelony, ale to znów dość długa podróż, a hiszpańskie busy jeżdżą jak im się podoba a nie wg rozkładu (decydując się na tą opcję najlepszy będzie Frogbus – tanio i 5 kursów dziennie).
Na miejscu znajdziecie bez problemu w miarę tani hotel (ok. 50euro za pokój dwuosobowy ze śniadaniem przy standardzie 3*) lub poszukajcie pensjonatów. Najlepszym rozwiązaniem będzie jednak spanie w winnicy – co warto zaplanować wcześniej. Nie wszystkie posiadają taką ofertę i rzadko udaje się zorganizować taki układ na miejscu. Rezerwacja przynajmniej kilka tygodni wcześniej jest wskazana.

Co warto zwiedzać? Zwłaszcza stolicę regionu – Perpignan. Miasto jakby zagubione w średniowieczu. Wąskie uliczki, kamienice sprzed kilku wieków, katedry… Kawiarnie, knajpy, bary – latem pełne ludzi, zimą dość spokojne. To przeciekawe miasteczko, w którym czas zdaje się płynąć nieco wolniej.
A ledwie kilka minut drogi od Perpignan zaczynają się winnice. Warto przedzwonić/napisać wcześniej do Domaine Sarda-Malet, bo niemal w granicach administracyjnych miasta możecie zwiedzić naprawdę świetną winnicę. A widok przez okno tamtejszej sali degustacyjnej naprawdę zapiera dech w piersiach! Odjeżdżając trochę dalej warto zajrzeć też do Domaine Lauriga czy Domaine Treloar – przyjmą Was serdecznie – przynajmniej tak zapewniali 🙂 Ci ostatni płynnie mówią po angielsku. Jeśli chcecie udać się nieco dalej od samego miasta Perpignan, polecam wycieczkę w stronę Collioure. Tam obowiązkowy kontakt – Coume del Mas, Andy Cook!

Małą podpowiedź (co, gdzie, za ile i kiedy?) znajdziecie w tym linku. Uwaga! Wizyty w winnicach zazwyczaj obarczone są niewielką opłatą.
Cóż – Roussillon jest piękne!
Do Perpignan podróżowałem głównie na konkurs „Grenaches du Mond” oraz targi winiarskie „Muscat World Meeting” – na zaproszenie zrzeszenia/syndykatu winiarzy – CIVR
Molly’s Grill – tam jest mój burger!
Dzięki Foodie Card znaleźliśmy nową knajpę w Poznaniu. Molly’s Grill to irlandzki burger house, który powstał na ulicy Kwiatowej, zastępując restaurację Kresową. I muszę przyznać, że zmiana jest pozytywna!
Zaczęliśmy kremem pomidorowym z dodatkiem suszonej moreli. Ciekawe połączenie smaków, które z chęcią wykorzystam we własnej kuchni. Wielki plus – nie sądziłem, że pomidorówka może mnie czymś zaskoczyć, a jednak się udało.
Na drugie danie specjalność zakładu – burgery. W moim przypadku tradycyjnie – z wołowiną, bekonem i serem, a u Kasi wegetariański. Fantastycznie wyglądały na talerzach, porcja solidna. Wewnątrz naprawdę spory „kawał mięcha”, mocno doprawiony (jeśli ktoś nie przepada za pikantnym jedzeniem, warto o tym wspomnieć przy składaniu zamówienia), dobrze wypieczony i bardzo soczysty – irlandzkiej jakości wołowinie (bo jak słusznie zauważono w komentarzach nie jest ona irlandzka) mówię zdecydowane tak, bo smaczna była! Vegaburger wyposażony w panierowany kalafior i brokuł sprawdził się równie dobrze. Obydwa okraszone sosem barbeque, pyszną sałatą oraz właściwie dobranymi dodatkami. Jest naprawdę smacznie i świeżo.
Wnętrze przypomina bardziej śródziemnomorską restaurację niż typowy steak house, co jest całkiem przyjemne. Odsłonięta surowa cegła w ścianie, pastelowe kolory, dużo bieli i drewna. Jedyny defekt to obrusy z ceraty – wolałbym odsłonięty, drewniany stół. Trzeba jednak przyznać, że swoim wyglądem miejsce zaprasza do środka i sprawia, że chce się w nim siedzieć. Obsługa miła, ogarnięta i sprawna. Doskonałe tempo przygotowania potraw. Ceny uczciwe – zwłaszcza z FoodieCard (50% rabatu). Za dwudaniowy obiad dla dwóch osób (2 zupy i 2 burgery) zapłaciliśmy 21,50pln! Bez upustu też warto zajrzeć (ceny burgerów to 14-19pln, zupa 6pln).
Minus jeden – wino, a raczej jego brak. Doskonałe mięso w burgerach aż prosi się o solidnego syraha, tanicznego malbeca, przyzwoity Priorat i jakąś Riberę del Duero. Panierowany brokuł i kalafior, okraszone sporą ilością przypraw, doskonale połączyłby się z wytrawnym rieslingiem lub aromatycznym gewurztraminerem. Póki co ograniczamy się tylko do wina domu. Mam nadzieję, że to się zmieni!
Krauthaker Tasting – Chorwacja w Cucinie!
Praca sommeliera bywa niezwykle upierdliwym zadaniem. Najpierw trzeba przedrzeć się przez stosy ofert i dziesiątki przedstawicieli handlowych. Po analizie całej tej makulatury, warunków współpracy i ustaleniu zasad można przejść do dalszej części selekcji. Najpierw wirtualnie dopasować wina do karty, a później przepić butelkę po butelce. Właśnie tak. Pełna trudów to praca! 🙂

Zwłaszcza gdy spotykamy się wieczorem, w jednej z restauracyjnych perełek Poznania, otwartej niedawno Cucinie. Miejsce warte odwiedzin, zapraszające swoim wnętrzem, daniami i kartą win. Nad tym ostatnim aspektem czuwał Piotr Pietras i można rzec, że spisał się medalowo. Mimo pewnych ograniczeń ilościowych zdołał zbudować nadzwyczaj atrakcyjną i przekrojową kartę win.
Naszym zadaniem było zaopiniowanie kilku butelek rodem z Chorwacji, od szeroko zachwalanego ostatnio Krauthakera. Okazja, której nie można było przegapić! A i grono do opijania butelek zacne – Piano Bar, Sheraton, MineWine, Zakorkowani, WineTastingPL – można by rzec same znane marki poznańskiego rynku wina 🙂 (wybaczcie autorowi ową małą friends&autopromocję, ale czasem każdemu się zdarza).
Kilka szybkich faktów o Krauthakerze:
- Winnica istnieje od 1993 roku
- Obecnie posiada 29 ha własnych i 55 dzierżawionych
- Najważniejsza odmiana to welschriesling (GRASEVINA)
- Winnica położona jest w regionie Kutjevo, w północno-wschodniej części Chorwacji
- 87% produkcji to wina białe
- Zbiór wyłącznie ręczny
- Gleby piaszczyste (dają zwykle lekkie i proste wina, choć butelki od K. są solidne i mocne zbudowane)
A oto najciekawsze butelki degustacji:
PINOT SIVI 2011
100% pinot gris, o dość wysokim alkoholu (13,9% – Chorwaci odmierzają go w sposób iście aptekarski podobnie jak Austriacy i Niemcy). Nos delikatny, wycofany, o aromatach lekko solonych, skalistych, nieco dymnych. Usta solidne, mocno mineralne, bardzo wytrawne. Świetne wino do ostryg.
SAUVIGNON BLANC 2010
Mocny nos o kontrowersyjnych aromatach – mocna uryna, świeżo koszony trawnik, ludzki pot, ziemistość, trochę białej brzoskwini kołacze gdzieś w tle. W ustach dołączają nuty przypraw i akcenty skaliste, mineralne. Mocne i solidne. Idealne pod szparagi
GRAŠEVINA POMALE-JELKOVAC 2011
Czysty welschriesling o kwiatowym nosie i delikatnej owocowości. Po raz kolejny solidna budowa, spora moc, krągłość i akcenty mineralne. Warte uwagi wino
PINOT CRNI 2011
Pinot cerni, czyli 100% pinot noir to doskonała propozycja – zwłaszcza na nadchodzący okres dominacji gęsiny ponad wszelkimi potrawami. Delikatnie stajenne aromaty, połączone ze sporą ekspresją czerwonego owocu, mogą się podobać. W ustach świeże, z wyrazistym owocem, pijalne, przyjemne, z aksamitną taniną. Zdecydowanie do kaczki i gęsiny.
SYRAH 2009
Beczkowany przez 10m-cy w małych barriques 100% syrah. Pierwszy nos bardzo intensywny – najpierw silne uderzenie czekolady, później ciemny owoc, zioła, balsamico, nieco kiszonki. W ustach ogromna moc, dojrzałe aromaty i mnóstwo wyczuwalnej beczki. Garbnik bardzo wyrazisty, kwasowość też wybijająca się. Kolejne mocno zbudowane wino, polecane zdecydowanie do argentyńskiej wołowiny. Dobrze otwiera się z czasem – zalecana dekantacja.
Przetestowaliśmy kilka innych butelek, ale powyżej znalazły się skrócone recenzje tego, co w ofercie chorwackiego geniusza jest najciekawsze. Eleganckie białe wina otoczone mineralnym kręgosłupem, pozostają w pamięci na długo. Ich wspólnym mianownikiem są nuty solone i skaliste (pojawiające się niemal w każdym wydaniu wytrawnym). Czerwienie mają więcej owocu i wyraźnie zaznaczoną beczkę, ale wszystko sklejone w naprawdę dobrej interpretacji. Butelki warte uwagi, a otoczenie degustacji doskonałe. No i właśnie – sama Cucina! Miejsce fantastyczne, przyciągające wzrok czerwoną cegłą i ciepłym drewnem użytymi we wszelkich wykończeniach, z zawsze rozpalonym kominkiem, świetną obsługą. W pakiecie genialny szef kuchni (Ernest Jagodziński), ambitne menu oparte na tradycjach śródziemnomorskich i karta win na ponad 100 pozycji. Nie sposób, aby to miejsce Wam się nie spodobało – zajrzyjcie przy najbliższej wizycie w City Parku i poproście, aby Piotrek pomógł w doborze wina.

P.S.
Przy okazji wizyty w Cucinie próbowaliśmy kilku innych „kwiatków” z karty restauracji, a w mojej pamięci szczególnie pozostały:
FERRERI CATARTTO 2011
Sycylijska klasyka w doskonałym wydaniu. Cytrusowo-brzoskwiniowa odsłona idealnie skomponowanego wina z wyraźną nutą słonawą, typową dla cataratto. Mimo wszystko wysoka pijalność i raczej swoboda w łączeniu z potrawami. Do do tego dobra budowa i czyste, wyraźne aromaty również w ustach. Bardziej niż przyzwoicie.
DOG POINT 2011
Genialna interpretacja sauvignion blanc z Marlborough, o której szerzej pisałem tutaj. Świeże, mocno cytrusowe, trochę trawiaste i nieco egzotyczne. W ustach mocne, długie, charakterne! Warte każdej wydanej złotówki.