Archiwa kategorii: KNAJPY

Wino w czasach ZARAZY

Szanowni!

Sytuacja jaka jest, każdy widzi. Skończyło się na jakiś czas beztroskie wychodzenie na wino ze znajomymi. Mnóstwo moich znajomych poniesie nieodwracalne straty finansowe, będzie miała problem z opłaceniem rachunków, pensji swoich pracowników, po prostu z przetrwaniem czasu epidemii. Ale wszyscy możemy chociaż trochę pomóc.

To miał być tekst o czymś zupełnie innym i właściwie szkic powrotu tutaj jest gotowy i czeka na publikację, ostatnio zwłaszcza dlatego, że pewna piękna duszyczka mocno mnie motywuje do działania na blogu. Ja od dawna również chcę pisać, dla siebie. No i pojawił się w końcu czas i możliwości, a także sprawa, z którą warto się do Was zwrócić. Zatem – DZIAŁAJMY!

na bloga kwarantanna
zdjęcie z jednej z degustacji, które prowadziłem w poznańskiej Fiesta del Vino – u nich też możecie zamówić jedzenie na wynos!

Czytaj dalej Wino w czasach ZARAZY

Molly’s Grill – tam jest mój burger!

Dzięki Foodie Card znaleźliśmy nową knajpę w Poznaniu. Molly’s Grill to irlandzki burger house, który powstał na ulicy Kwiatowej, zastępując restaurację Kresową. I muszę przyznać, że zmiana jest pozytywna!

Zaczęliśmy kremem pomidorowym z dodatkiem suszonej moreli. Ciekawe połączenie smaków, które z chęcią wykorzystam we własnej kuchni. Wielki plus – nie sądziłem, że pomidorówka może mnie czymś zaskoczyć, a jednak się udało.

Na drugie danie specjalność zakładu – burgery. W moim przypadku tradycyjnie – z wołowiną, bekonem i serem, a u Kasi wegetariański. Fantastycznie wyglądały na talerzach, porcja solidna. Wewnątrz naprawdę spory „kawał mięcha”, mocno doprawiony (jeśli ktoś nie przepada za pikantnym jedzeniem, warto o tym wspomnieć przy składaniu zamówienia), dobrze wypieczony i bardzo soczysty – irlandzkiej jakości wołowinie (bo jak słusznie zauważono w komentarzach nie jest ona irlandzka) mówię zdecydowane tak, bo smaczna była! Vegaburger wyposażony w panierowany kalafior i brokuł sprawdził się równie dobrze. Obydwa okraszone sosem barbeque, pyszną sałatą oraz właściwie dobranymi dodatkami. Jest naprawdę smacznie i świeżo.

Wnętrze przypomina bardziej śródziemnomorską restaurację niż typowy steak house, co jest całkiem przyjemne. Odsłonięta surowa cegła w ścianie, pastelowe kolory, dużo bieli i drewna. Jedyny defekt to obrusy z ceraty – wolałbym odsłonięty, drewniany stół. Trzeba jednak przyznać, że swoim wyglądem miejsce zaprasza do środka i sprawia, że chce się w nim siedzieć. Obsługa miła, ogarnięta i sprawna. Doskonałe tempo przygotowania potraw. Ceny uczciwe – zwłaszcza z FoodieCard (50% rabatu). Za dwudaniowy obiad dla dwóch osób (2 zupy i 2 burgery) zapłaciliśmy 21,50pln! Bez upustu też warto zajrzeć (ceny burgerów to 14-19pln, zupa 6pln).

Minus jeden – wino, a raczej jego brak. Doskonałe mięso w burgerach aż prosi się o solidnego syraha, tanicznego malbeca, przyzwoity Priorat i jakąś Riberę del Duero. Panierowany brokuł i kalafior, okraszone sporą ilością przypraw, doskonale połączyłby się z wytrawnym rieslingiem lub aromatycznym gewurztraminerem. Póki co ograniczamy się tylko do wina domu. Mam nadzieję, że to się zmieni!

Krauthaker Tasting – Chorwacja w Cucinie!

Praca sommeliera bywa niezwykle upierdliwym zadaniem. Najpierw trzeba przedrzeć się przez stosy ofert i dziesiątki przedstawicieli handlowych. Po analizie całej tej makulatury, warunków współpracy i ustaleniu zasad można przejść do dalszej części selekcji. Najpierw wirtualnie dopasować wina do karty, a później przepić butelkę po butelce. Właśnie tak. Pełna trudów to praca! 🙂

pobrane z profilu FB Cuciny

Zwłaszcza gdy spotykamy się wieczorem, w jednej z restauracyjnych perełek Poznania, otwartej niedawno Cucinie. Miejsce warte odwiedzin, zapraszające swoim wnętrzem, daniami i kartą win. Nad tym ostatnim aspektem czuwał Piotr Pietras i można rzec, że spisał się medalowo. Mimo pewnych ograniczeń ilościowych zdołał zbudować nadzwyczaj atrakcyjną i przekrojową kartę win.

Naszym zadaniem było zaopiniowanie kilku butelek rodem z Chorwacji, od szeroko zachwalanego ostatnio Krauthakera. Okazja, której nie można było przegapić! A i grono do opijania butelek zacne – Piano Bar, Sheraton, MineWine, Zakorkowani, WineTastingPL – można by rzec same znane marki poznańskiego rynku wina 🙂 (wybaczcie autorowi ową małą friends&autopromocję, ale czasem każdemu się zdarza).

Kilka szybkich faktów o Krauthakerze:

  • Winnica istnieje od 1993 roku
  • Obecnie posiada 29 ha własnych i 55 dzierżawionych
  • Najważniejsza odmiana to welschriesling (GRASEVINA)
  • Winnica położona jest w regionie Kutjevo, w północno-wschodniej części Chorwacji
  • 87% produkcji to wina białe
  • Zbiór wyłącznie ręczny
  • Gleby piaszczyste (dają zwykle lekkie i proste wina, choć butelki od K. są solidne i mocne zbudowane)

A oto najciekawsze butelki degustacji:

PINOT SIVI 2011
100% pinot gris, o dość wysokim alkoholu (13,9% – Chorwaci odmierzają go w sposób iście aptekarski podobnie jak Austriacy i Niemcy). Nos delikatny, wycofany, o aromatach lekko solonych, skalistych, nieco dymnych. Usta solidne, mocno mineralne, bardzo wytrawne. Świetne wino do ostryg.

SAUVIGNON BLANC 2010
Mocny nos o kontrowersyjnych aromatach – mocna uryna, świeżo koszony trawnik, ludzki pot, ziemistość, trochę białej brzoskwini kołacze gdzieś w tle. W ustach dołączają nuty przypraw i akcenty skaliste, mineralne. Mocne i solidne. Idealne pod szparagi

GRAŠEVINA POMALE-JELKOVAC 2011
Czysty welschriesling o kwiatowym nosie i delikatnej owocowości. Po raz kolejny solidna budowa, spora moc, krągłość i akcenty mineralne. Warte uwagi wino

PINOT CRNI 2011
Pinot cerni, czyli 100% pinot noir to doskonała propozycja – zwłaszcza na nadchodzący okres dominacji gęsiny ponad wszelkimi potrawami. Delikatnie stajenne aromaty, połączone ze sporą ekspresją czerwonego owocu, mogą się podobać. W ustach świeże, z wyrazistym owocem, pijalne, przyjemne, z aksamitną taniną. Zdecydowanie do kaczki i gęsiny.

SYRAH 2009
Beczkowany przez 10m-cy w małych barriques 100% syrah. Pierwszy nos bardzo intensywny – najpierw silne uderzenie czekolady, później ciemny owoc, zioła, balsamico, nieco kiszonki. W ustach ogromna moc, dojrzałe aromaty i mnóstwo wyczuwalnej beczki. Garbnik bardzo wyrazisty, kwasowość też wybijająca się. Kolejne mocno zbudowane wino, polecane zdecydowanie do argentyńskiej wołowiny. Dobrze otwiera się z czasem – zalecana dekantacja.

Przetestowaliśmy kilka innych butelek, ale powyżej znalazły się skrócone recenzje tego, co w ofercie chorwackiego geniusza jest najciekawsze. Eleganckie białe wina otoczone mineralnym kręgosłupem, pozostają w pamięci na długo. Ich wspólnym mianownikiem są nuty solone i skaliste (pojawiające się niemal w każdym wydaniu wytrawnym). Czerwienie mają więcej owocu i wyraźnie zaznaczoną beczkę, ale wszystko sklejone w naprawdę dobrej interpretacji. Butelki warte uwagi, a otoczenie degustacji doskonałe. No i właśnie – sama Cucina! Miejsce fantastyczne, przyciągające wzrok czerwoną cegłą i ciepłym drewnem użytymi we wszelkich wykończeniach, z zawsze rozpalonym kominkiem, świetną obsługą. W pakiecie genialny szef kuchni (Ernest Jagodziński), ambitne menu oparte na tradycjach śródziemnomorskich i karta win na ponad 100 pozycji. Nie sposób, aby to miejsce Wam się nie spodobało – zajrzyjcie przy najbliższej wizycie w City Parku i poproście, aby Piotrek pomógł w doborze wina.

Pobrane z profilu FB Cuciny

P.S.

Przy okazji wizyty w Cucinie próbowaliśmy kilku innych „kwiatków” z karty restauracji, a w mojej pamięci szczególnie pozostały:

FERRERI CATARTTO 2011
Sycylijska klasyka w doskonałym wydaniu. Cytrusowo-brzoskwiniowa odsłona idealnie skomponowanego wina z wyraźną nutą słonawą, typową dla cataratto. Mimo wszystko wysoka pijalność i raczej swoboda w łączeniu z potrawami. Do do tego dobra budowa i czyste, wyraźne aromaty również w ustach. Bardziej niż przyzwoicie.

DOG POINT 2011
Genialna interpretacja sauvignion blanc z Marlborough, o której szerzej pisałem tutaj. Świeże, mocno cytrusowe, trochę trawiaste i nieco egzotyczne. W ustach mocne, długie, charakterne! Warte każdej wydanej złotówki.

Reinkarnacja

Kultowa winiarnia poznańska zmienia swoją lokalizację. Z tego powodu spotkaliśmy się, aby przetestować potencjał nowego miejsca. Encantado łączy się z Museum Cafe – większa przestrzeń, ciekawsza wizualnie, bardziej elegancki lokal, przenoszący w południowe klimaty zaraz po przekroczeniu progu. Po reinkarnacji Encantado robi świetne wrażenie. Niejeden Michał Anioł chciałby mieć taką pracownię!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Kiedy przekracza się próg masywnej bramy, wkraczamy w inny świat. Museum Cafe jest niczym średniowieczny przedsionek pałacowy. Oryginalny obelisk, wypożyczony z Muzeum Londyńskiego przykuwa wzrok, gdy tylko znajdziemy się w środku. Sama powierzchnia to patio Poznańskiego Muzeum Archeologicznego. Przeszklony dach uniezależnia lokal od warunków pogodowych, czego brakowało w jego funkcjonowaniu za czasów poprzedniego systemu. To miejsce zawsze było kultowe. Teraz nabiera swojego indywidualnego charakteru – śródziemnomorskie rozkosze w centrum Poznania. Wizyta w Museum Cafe i Encantado jet jak rejs na włoskie i hiszpańskie wyspy!

Całość dopełnia proste, ale smaczne menu, o smaku ziół i przypraw oraz zawsze świeżych aromatach. Feta zapiekana z pomidorami, bruschetta z oliwkami i prosciutto, buraki z ricottą. Dla wygłodzonych znajdą się polędwiczki wieprzowe czy tarta ze szpinakiem i polskim serem kozim.

wśród tych półek każdy znajdzie coś dla siebie

Właśnie sery są tu najciekawszym elementem karty. Przede wszystkim polskie cuda zagrodowe od Marka Grądzkiego – kozie sery o niezwykłej intensywności i bogactwie smaku. A co najważniejsze – 2 z nich o nazwie „Encantado” zostały stworzone specjalnie na zamówienie Marka i Macieja. Sam pomysł jest wart pochwały, a produkty tym bardziej – dojrzewają w liściach winogron, z dodatkiem bazylii w jednym przypadku i papryki w drugim. Łagodniejsze niż to, co Marek robi standardowo, ale niezwykle aromatyczne i przyjemne.

Deskę uzupełnia absolutnie genialna oferta La Bottegi! To nowy sklep i jednocześnie hurtowy dystrybutor i importer włoskich produktów – zwłaszcza serów, wędlin, makaronów, oliw, kremów i octów balsamicznych. A to wszystko od małych producentów, działających lokalnie! Lepiej być nie może! Temat genialnego przedsięwzięcia Moniki i Alessandro podejmę jeszcze w osobnym poście.

wnętrze prezentuje się genialnie!

Wróćmy jednak do Encantado – po reinkarnacji czekało nas przede wszystkim miłe spotkanie w gronie znajomych. W końcu 2,5 roku funkcjonowania lokalu na Szewskiej przyniosło wiernych fanów, wśród których byłem i ja, docierając do winiarni często i chętnie. Na sali nie zastałem zatem obcych twarzy, a wszyscy wydawali się oczekiwać  zmian na lepsze. I trudno się z tym nie zgodzić.

Karta win nieco się rozbudowała. Oczywiście oferta z własnego importu, której trzon stanowią butelki niemieckie, nadal ma się świetnie. Pojawiło się kilka znanych już wcześniej etykiet od zaprzyjaźnionych importerów, a także nowości. Taki rodzaj współpracy z innymi dystrybutorami przyniósł obecność włoskiej klasyki w postaci Brunello di Montalcino, Veneto od genialnych braci Antolini, doskonałego wydania Chianti, solidnej reprezentacji Sycylii oraz chorwackich ciekawostek. W menu nadal znajdziemy też pozycje z Ribery del Duero od Bodegas Vitulia, a świętowanie uroczystości możemy kontynuować z dobrze znanym Perlweinem lub sięgnąć po nową Cavę Brut Nature. Jest w czym wybierać, a ceny są nadzwyczaj uczciwe. Wszystko za co uwielbialiśmy Encantado zostało przeniesione do nowej lokalizacji.

na imprezie inaugurującej nową lokalizację nie mogło zabraknąć flamenco!

Już czekam na kolejne środowe degustacje, weekendowe koncerty przy muzyce i winie czy nasze winne wtorki. Spotkajmy się w nowym Encantado i zgodnie z nazwą miejsca – cieszmy się i bawmy!

Luksus za 50% ceny!

FoodieCard jest inicjatywą odważną, arogancką, nieco szaloną i odrobinę bezczelną.Wszystko przypomina akcję Poznań za pół ceny, tyle, że trwa nieustannie, a nie tylko w wybrany weekend. Zwykła karta, wyglądająca jak kolejny klub żenujących punktozbieraczy, okazała się najgenialniejszym sposobem na częstsze jedzenie poza domem. Nie będę Was przekonywał żadnym stosem argumentów, wychwalał nie wiadomo jakich zalet etc. Powiem krótko – kilka dni temiu, za 2-osobową kolację (dwudaniową!) w restauracji włoskiej, w ścisłym centrum Poznania zapłaciłem łącznie z napojami 38,50pln! WARTO? Jasne!

niby mały plastyk – a daje wielkie możliwości

FoodieCard nie jest darmowa, choć ja mam okazję testować ją bez dodatkowych kosztów. Opłata wynosi 89pln rocznie, co generalnie zwraca się po drugiej najdalej trzeciej wizycie w restauracji (dla dwóch osób). Nawet jeśli korzystacie z uroków wielkomiejskiej gastronomii rzadko, to i tak zaoszczędzicie. A dla stałych bywalców na salonach, uzbierają się niezłe wakacje w ciągu roku „oszczędzania”! Zasada jest prosta – mając już swoja FoodieCard dzwonicie do restauracji (większość knajp wymaga wcześniejszej rezerwacji), przychodzicie z plastykiem i dowodem osobistym, a przy rozliczeniu otrzymujecie 50% rabat (zwyczajowo na całe menu z wyłączeniem napoi, choć są i takie miejsce, gdzie nawet alkohol wchodzi w skład oferty rabatowej!). Cały program ma tylko jeden defekt – w danej restauracji możliwość skorzystania z karty istnieje tylko w określone dni tygodnia (zwykle 2-3). Kalendarz rabatowy jest jednak sprawnie ułożony i w każdym z miast partnerskich (Poznań, Warszawa, Kraków) codziennie znajdziecie przynajmniej jedna knajpę za pół ceny!

nie tylko fantastycznie smakuje, ale i wygląda – menu za pół ceny w Fajansowni. fot. @Fajansownia FB fanpage

Korzystając z rabatu odwiedziłem jak dotąd dwie restauracje poznańskie. Co najważniejsze – obsługa od razu wiedziała o Foodie, nikt nie robił dziwnych min, że prosimy o jakąś zniżkę i nie udawał, że nie wie o co chodzi. W dodatku każda pozycja była rzetelnie objęta owym rabatem. W Fajansowni uraczono nas nie tylko fantastycznym menu, ale i sztuką kelnerską na najwyższym poziomie. Gazpacho rewelacyjne, dość specyficzna zupa rybna (a’la krem pomidorowy z rybą? – smaczne, ale niespodziewane doznanie). Carbonara po prostu perfekcyjna i doprawiona idealnie (niemal zawsze sięgam po przyprawnik, tym razem nie musiałem! BRAWO!). Łosoś nie tylko fantazyjnie podany, ale i wyjątkowo pyszny – idealnie zapieczony, z soczystym i kruchym mięsem. A deser w postaci ciasta dnia – wow! Jedno tylko nie przypadło mi do gustu – karta win. Fajansownia chwali się na stronie internetowej i w menu szerokim wyborem dionizyjskich trunków, a tak naprawdę posiada dość ubogą selekcję. Owszem jak na warunki poznańskie jest zdecydowanie powyżej przeciętnej, ale za mało, żeby budować marketing na tym elemencie. Mam nadzieję, że się poprawią – zwłaszcza uzupełniając Francję i najważniejsze rejony Włoch i Hiszpanii!

w Trattoria Termini – niemal jak we Włoszech. fot. @Trattoria Termini strona internetowa

Wizytując knajpy trafiliśmy także do Tratorii Termini. Środek wakacji, miejscówka bez ogródka – zatem cała knajpa dla nas. Zauroczyły nas pyszne zupy (krem brokułowy i cebulowa). Z pastami było troszkę gorzej, ale smacznie i domowo. Carbonara jak u babci (bo moja dość nowoczesnym kuchmistrzem była), czyli makaron chwilę za długo w garnku i sos odrobinę zbyt lejący – ale w smaku bardzo sympatycznie. Tagiatelle ze szpinakiem i gorgonzolą mogło zostać bardziej przyprawione serem, ale poradziło sobie nieźle, zwłaszcza za cenę 10pln!

No i właśnie – to jest fenomen FoodieCard. Jedzenie w domu przestaje mieć sens, zwłaszcza wśród singli. Karta jest także świetnym pomysłem na tanie lunche służbowe. Myśląc po poznańsku, to genialna oszczędność w bardzo prosty sposób. Jakby na temat nie spojrzeć – SERDECZNIE POLECAM, bo naprawdę warto! A w przyszłym tygodniu szykujemy się na PATIO 🙂

Winny Wtorek w Encantado – Wyspy Włoskie

Kolejny Winny Wtorek pod egidą Winnych Poznania przeszedł małą rewolucję. Przede wszystkim spotkaliśmy się w innym miejscu – tym razem ugościło nas Encantado na ul. Szewskiej 7. Do Pika Pika jeszcze wrócimy, ale z pewnością po zakończeniu rozgrywek Euro 2012. Ponadto narzucony temat zmusił nas do wprowadzenia małych modyfikacji – nie chcieliśmy po raz czwarty z rzędu zasiadać wyłącznie do białych win, zatem zamiast vermentino z Sardynii postanowiliśmy podegustować wina z włoskich wysp. Dominowała oczywiście Sycylia (którą zaprezentował Kuba), z dodatkiem Sardynii (o której powiedział drugi Kuba – czyli ja), a trafił się także jeden egzemplarz spoza dwóch najważniejszych wyspiarskich regionów Włoch!

Don Corleone czuwał

Zaczęliśmy od Miano 2011 (48,50pln), dobrze znanego uczestnikom tegorocznego Bud Break w Mielżyńskim. Autochtoniczne cataratto od Castellucci Miano w bardzo landrynkowo-bananowym wydaniu, ze sporym cukrem resztkowym, wzbudziło skrajnie różne emocje. Aromat bandaża w tym winie był przy okazji hitem wieczoru (dzięki Maciejowi!). I na tym skończyły się włoskie biele wieczoru.

Następnie spróbowaliśmy 6 czerwonych win, przegryzanych włoskimi serami, oliwkami, szynką oraz doskonałą oliwą Casas de Hualdo (tutaj hiszpański akcent, konieczny ze względu na winiarskie powiązania Sardynii z Płw. Iberyjskim). Rozpoczęliśmy właśnie Sardynią – I Piani 2007 (ok. 35pln, Centrum Wina) od Sella & Mosca, największego producenta wyspy. Lekkie, krągłe i delikatne wino, przyjemnie owocowe z nieźle zrównoważoną strukturą na bazie kwasowości i słodyczy (praktycznie bez garbnika). Pojawiło się także fantastyczne, lokalne cannonau di sardegna w postaci Lillove 2008 (ok.55pln, Mielżyński ) od Gabbas. Osobiście uważam go za faworyta wieczoru – piękna budowa, kompleksowe aromaty, które subtelnie wychodzą z czasem (od asfaltu i dymu wędzarskiego, po piękną korzenność i kwiatowość). Budowa doskonała, z bardzo świeżą kwasowością i nieco chropowatym garbnikiem. Warto sięgnąć po ta butelkę!

wszystkie wina wieczoru

Południowy charakter pokazało sycylijskie I Versi Rosso 2010 (24pln, Enoteka Polska) od Fondo Antico. Absolutny geniusz stosunku ceny do jakości – proste wino, z ciepłego regionu, wyraźnie owocowe, z wyczuwalną słodyczą, ale zaokrąglone kwasowością i lekkim garbnikiem. Nieco schłodzone wypadło bardzo dobrze. Od Fondo Antico pochodziło jeszcze jedno wino, ale tym razem to 100% Syrah 2010 (39,75pln, Enoteka Polska, dostępny także w Tre Bicchieri). Bardzo wyrazisty, ze sporą dawką kwasu, ciepłego alkoholu i dość miękkim garbnikem. Do kompletu intensywna owocowość (od świeżej truskawki, po przegotowany kompot), mocna doza przypraw, nut korzennych i ziemistych . Co ciekawe – bez grama beczki, a tylko z przedłużonym leżakowaniem w inoxie! Świetne wino – czołówka wieczoru.  Na koniec Nero d’Avola Terre di Ginestra 2008 (ok. 78pln, Dom Wina) od ogromnego producenta Calatrasi. 10 miesięcy francuskiej baryłki – to czuć w tym winie. Intensywne, z aromatami dojrzałych owoców i nutami śmietanowymi, ze sporą dozą przypraw (lukrecja, tymianek). Z ułożoną, żywą kwasowością, ciepłym alkoholem, podbite słodyczą i dość wyraźną taniną. Dobrze zbudowane i ciężkie. Świetne do pikantnej i aromatycznej kuchni Sycylii – zwłaszcza do porządnie doprawionej pieczeni w sosach pomidorowych czy z czerwonego wina.

Największym zaskoczeniem była Salina Rosso od Hauner Carlo – wino z wyspy Eolia. Udało się zatem znaleźć wyspiarskie winiarstwo włoskie spoza dwóch potentatów regionalnych! Butelka ciekawa, ze zróżnicowanymi aromatami i bardzo wyrazistą kwasowością. Chyba najbardziej indywidualny i rustykalny w stylu trunek (zwłaszcza ze swymi aromatami wiejskiego obejścia). Świetna niespodzianka!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Na koniec zrobiliśmy głosowanie na najlepsze wino wieczoru! Każdy wybierał 3 najciekawsze jego zdaniem etykiety, przyznając najlepszej 3pkt, za drugie miejsce 2pkt i za trzecie 1pkt. Zwycięzców było dwóch – Nero d’Avola Terre di Ginestra 2008 (który pojawił się niemal na każdej karcie do głosowania) oraz Syrah 2010 Fondo Antico (który zgarnął najwięcej ocen trzypunktowych!), na trzecim miejscu uplasował się Lillove 2008, a całą tą grupę goniło białe Miano 2011.

To był fantastyczny wieczór i już organizujemy dla Was kolejne wydarzenia. A o wszystkim możecie dowiedzieć się na Facebooku Winnych Poznania – ZAPRASZAMY!